poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Nowe początki" (tytuł roboczy) - cz.16B.

CZĘŚĆ SZESNASTA

***
Mieszkanie Marty wyglądało co najmniej tak, jakby przeszło przez nie tornado trzeciej kategorii. Wszystkie szafy były pootwierane na oścież, na podłodze, kanapie, krzesłach, a nawet kuchennym blacie walały się ubrania.
-W co ja się ubiorę?- jęknęła dziewczyna.
Kaśka słysząc to parsknęła śmiechem. Rude loki zatańczyły jej wokół twarzy.
-Nie śmiej się ze mnie!- Marta była na krawędzi załamania nerwowego.
-Nie mam co na siebie włożyć. Nie idę na żaden cholerny casting. I tak nie mam szans- wyrzuciła z siebie jednym tchem.
-Niezła jesteś- Kaśka nawinęła jeden lok na palec, potem puściła go i ku jej wielkiemu utrapieniu patrzyła jak zwija się z powrotem w ciasną sprężynkę. -Żeby tak na jednym oddechu... Fiu, fiu, kochana, masz parę w płucach.
Dziewczyna spiorunowała ją wzrokiem, lecz przyjaciółka nic sobie z tego nie robiąc z gracją zeskoczyła ze stołu i pogłaskała Martę po głowie.
-Nie bój nic, ciocia Kasia zaraz coś na to poradzi.
W ciągu pięciu minut dziewczyna skompletowała ubiór przyjaciółki. Dżinsy rurki, biała koszulowa bluzka i szmaragdowy żakiet podkreślający kolor tęczówek Marty już czekały by je włożyć.
-Ubieraj się- Kaśka wepchnęła Marcie ciuchy w ręce i kopniakiem skierowała ją do łazienki. -Masz trzy minuty. Potem osobiście się tobą zajmę.
Marta stanęła na baczność i zasalutowała.
-Tak jest, panie generale.
-Spocznij i rusz wreszcie ten swój świetny tyłek do łazienki.
-Kocham cię- Marta uściskała przyjaciółkę. -Mimo, że czasami mam ochotę cię przełożyć przez kolano i sprać tak, że przez tydzień spałabyś na stojąco.
Kaśka odchrząknęła, żeby ukryć wzruszenie.
-Zostały ci dwie i pół minuty.



***
-Która to?- Hugo był już zmęczony.
-Chyba dwudziesta.
-Boże...- westchnął Dan. -Myślałem, że Polki lepiej śpiewają.
-Też tak sądziłem- kwaśno przyznał Mario. -Ta ostatnia miała głos jak... Trudno to określić- wzdrygnął się.
-Jak koza?- usłużnie podsunął Dan.
Hugo energicznie pokiwał głową i poczuł igiełki bólu wbijające mu się w kark. Za długo siedział na tym pieprzonym krześle. Miał dość castingów na najbliższe dziesięć lat. Już on powie wielkoludowi, co o tym myśli! Równie dobrze mogli wybrać się do zoo. Z pewnością spędziliby tam milej czas.
-Jak koza- potwierdził. -Masz cholerną rację, Danny.
-Ile jeszcze?- Daniel stłumił ziewnięcie.
Mario przeciągnął się aż coś chrupnęło mu w krzyżu i postukał długopisem w leżącą przed nim gęsto zadrukowaną kartkę.
-Według listy czterdzieści osób.
Dan oparł głową na złożonych dłoniach i tym razem ziewnął głośno.
-Przepraszam, chłopcy, ale zaraz zasnę, a ta koza będzie mnie nawiedzała w najgorszych koszmarach. Idę po kawę. Chcecie coś?
-Taaa. Przynieś od razu pół litra. Podobno Polska słynie z mocnych trunków- zadrwił ochroniarz.
Brwi Dana jakby żyjąc własnym życiem powędrowały w górę.
-Mało ci po wczorajszym?
-Hugo ma rację- wtrącił Mario. -Dopraw czymś tę kawę, bo na trzeźwo tego nie zniosę.
-Bez jaj- zaśmiał się Dan. -Nawalimy się po przesłuchaniu czterdziestu kolejnych kóz. Skoczę po ciastka.

***
Trzydzieści dziewięć kóz później

Marta wbiegając do uniwersyteckiego gmachu po raz setny zerknęła na zegarek. Była jedenasta. To będzie cud, jeśli jeszcze kogoś tam zastanę, pomyślała. Autobus rozkraczył się trzy przecznice od upragnionego celu i połowę trasy dziewczyna musiała gnać piechotą. Teraz zgrzana i spocona z lubością szła chłodnym korytarzem w kierunku auli, ocierając chusteczką mokre czoło.
Dzięki Bogu, że darowałam sobie makijaż, mruknęła. Od rana zżerały ją nerwy. Miała wilgotne dłonie, a serce waliło jej jak młotem. Nie zrób z siebie jeszcze większej kretynki, niż jesteś. Nie zrób z siebie idiotki, powtarzała jak mantrę. Odetchnęła głęboko, wytarła ręce o dżinsy i zapukała do drzwi.

***

-Zaraz się rozpłaczę- Mario objął głowę oburącz dłońmi, jakby bał się, że w innym wypadku rozpadnie się ona na kawałki. -Jeszcze jedna... Moje biedne uszy...
Hugo łyknął kawy i odstawił kubek z hukiem na stół. Mario miał rację z tymi uszami. Sam czuł, że jego bębenki tylko dzięki iście heroiczemu wysiłkowi są jeszcze w całości. Przymknął na moment oczy i podjął decyzję.
-Jesteśmy facetami, prawda? Weźmy to na klatę.
Menager Garou posłał mu zrezygnowane spojrzenie.
-Czyli nie udajemy, że nas nie ma?- zapytał.
Hugo pokręcił głową.
-Proszę wejść!- zawołał Mario, a potem pochylił się i wyszeptał Hugo do ucha:
-Robimy to na twoją odpowiedzialność.

***

-Witam panów- zaczęła Marta nienaganną francuzszczyzną
Mario uniósł wzrok w pełnym zdumieniu.
-Jak pani na imię?- zaczął.
-Marta- odparła dziewczyna i uśmiechnęła się ciepło.
Po chwili jej wzrok powędrował ku Danielowi, który tępo wpatrywał się w swoje dłonie. Widać było, że całkowicie stracił już nadzieję.
-Daniel Lavoie? To naprawdę pan?
Daniel otrząsnął się z letargu i posłał jej słaby uśmiech. Powoli zaczynał logicznie myśleć.
-To ja- przyznał. -Ma pani bardzo ładny akcent.
Marta zachichotała, nagle wróciła jej śmiałość.
-Po pana minie oraz po minach pańskich kolegów poznaję, że przesłuchanie nie było zbyt owocne.
-Ma tupet- wymruczał Hugo wpatrując się w nią z uśmiechem, który w jego mniemaniu mial być uwodzicielski. -Lubię takie. Szkoda, że nie jest ruda.
-A ja lubię jak ktoś podrywa mnie w bardziej wyrafinowany sposób- odparowała Marta.
Mężczyzna wybuchnął zaraźliwym śmiechem. Miał ładny, głęboki głos. Pozostali szybko mu zawtórowali.
-Proszę wybaczyć naszemu gorylowi- Mario był coraz bardziej zaintrygowany i wcale tego nie ukrywał. Gdyby był dwadzieścia lat młodszy... Dziewczyna była ładna, świetnie mówiła po francusku i co najważniejsze- miała poczucie humoru.
-Hugo zachowuje się jak ten filmowy King Kong- dorzucił z czarującym uśmiechem.
-Nic nie szkodzi- Marta odchrząknęła, bo nagle zaschło jej w gardle. Od rana niczego nie piła.
-Może podam pani kawę?- w oczach Hugo pojawiły się diabelskie ogniki.
-Chętnie.
Ochroniarz nalał napoju do kubka i podał dziewczynie. Ta upiła łyk i zaczęła się dusić.
-Kawka...z...prądem?- wykrztusiła, chwytając się za gardło.
Daniel roześmiał się na cały głos.
-Drodzy państwo-zaczął uroczyście- ogłaszam, że mamy remis. Czas na decydujące starcie.


***

Marta śpiewała "Sous le vent" setki razy. Zamknęła oczy i po prostu popłynęła. Miala przyjemny, niski głos. Słychać było, że nie jest profesjonalistką, ale drobne techniczne szczegóły można nadrobić.
Mario spojrzał na przyjaciół szukając w ich oczach aprobaty. Gdy obaj skinęli głowami uśmiechnął się szeroko i ku zdumieniu wszystkich ucałował Martę w oba policzki.
-Wśród stada kóz znaleźliśmy prawdziwą perłę. Bierzemy panią- zawyrokował.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz