poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Nowe początki" (tytuł roboczy) - cz.17.

CZĘŚĆ SIEDEMNASTA
 
 Kanada, zima 2012 r.
 

Dzyń- dzyń!
Cholera.
Dzyń- dzyń!
Cholera! Cholera! Cholera! Psa mi budzą!
Pierre przetarł zaspane oczy, niechętnie wystawił głowę spod ciepłego pledu i zaczął gorączkowo poklepywać kolorowe poduchy leżące na kanapie w poszukiwaniu komórki. Ray Charles właśnie śpiewał o swojej ukochanej Georgii.
Uwielbiam cię, Ray, ale mógłbyś się już zamknąć!
Jest!- Pierre spojrzał na zegarek znajdujący się na wyświetlaczu telefonu, który właśnie cudownie się odnalazł- było dziesięć po pierwszej. Nad ranem.
Pozabijam ich wszystkich i rzucę Szaremu na pożarcie!
Szczeniak jakby rozumiejąc, że on nim mowa otworzył jedno oko i- Pierre mógłby przysiąć- spojrzał na niego z dezaprobatą.
-Mądry pies!- Pierre poklepał go po głowie. -Dostaniesz trzy pary butów do gryzienia jak tylko moja ekipa wróci, w tym jedne od Gucciego.
Szary ziewnął wyraźnie niezainteresowany.
-Gucci odpada? OK, zapytam kwiatuszka czy ma jakieś buty od Prady.

Dzyń-dzyń.
Telefon zabrzęczał, a potem Ray znowu o sobie przypomniał. Pierre powoli zaczynał mieć dość Georgii.
Westchnął i przesunął palcem po ekranie blackberry.
-Słucham- warknął.
-Wielkoludzie, to ty?- Hugo był rześki jak skowronek.
-Ja.
-Jakoś dziwnie brzmisz- zmartwił się Hugo. -Wszystko w porządku?
Pierre zacisnął zęby. Miał ochotę kogoś pogryźć.
-Brzmię jak każdy normalny człowiek, który zostaje obudzony w środku nocy przez swojego durnego ochroniarza!
Hugo zachichotał.
-I z czego cieszysz tę paszczę? Jeszcze raz i wylatujesz!
W słuchawce rozległ się stłumiony dźwięk. Pierre dałby sobie rękę uciąć za to, że cała zgraja zwija się teraz ze śmiechu.
-Ostrzegałem- w niskim głosie wokalisty wyraźnie pobrzmiewała groźba.
-Stul buźkę, wielkoludzie- Hugo nic sobie nie robił z irytacji przyjaciela.
-Nie jestem sam!- ponownie warknął Garou. Oczyma wyobraźni już widział jak Hugo rozdziawia usta ze zdziwienia.
Ochroniarz zagwizdał.
-Czyżbyś był na jakimś spacerku, który zakończył się w twoim łóżku?
-Gorylu- wycedził Pierre- czy to, że wyprowadzam psa na spacer i śpię z nim, a raczej on śpi na mnie, oznacza, że muszę go pieprzyć?
Hugo kaszlał i krztusił się śmiechem.
-Wielkoludzie, przecież ty nie masz psa!- wykrztusił, gdy złapał w końcu oddech.
Pierre westchnął.
-Od wczoraj mam.
-Super!- ucieszył się
Hugo. -Chętnie go poznamy. Na powitanie mógłby na przykład obsikać Mariowi spodnie. W tle rozbrzmiało siarczyste przekleństwo menagera Garou, a potem coś w stylu "Zaniosę go do Pekińczyka i przerobię na zupkę!".
Wokalista uśmiechnął się szeroko. Hugo jak nikt umiał go rozbroić.
-Szary lubi buty- stwierdził wesoło.
-Ma gust, nie ma co!
-Owszem, dobra, gorylu, a teraz do sedna. Chcę wrócić na moją kanapę. Czemu dobijasz się do mnie o tak nieboskiej porze?- Pierre był zaciekawiony.
-Upps. Zapomniałem o różnicy czasów. W Polsce jest późne popołudnie. Słonko sobie świeci...
Pierre wzniósł oczy do nieba, błagając Najwyższego o cierpliwość.
-Nic dziwnego. Matma nigdy nie była twoją najmocniejszą stroną, stary- zadrwił.
-Pfff, wypraszam to sobie- Hugo udał oburzonego. -Sadź dalej takimi tekstami, a niczego się nie dowiesz.
Pierre uśmiechnął się półgębkiem.
-Przepraszam, moja kochana małpeczko. A teraz wysłówże się wreszcie.
-Mamy wokalistkę! Możesz przyjeżdżać!- entuzjazm Hugo udzielił się również Pierre'owi.
-Szybcy jesteście!
-Szybcy i wściekli! Vin Diesel wymiata!- ochroniarz zachichotał. -Marta jest śliczna, mądra i ma bardzo cięty języczek- wyjaśnił uprzedzając kolejne pytanie Pierre'a.
-Zapowiada się ciekawie. Dobrze śpiewa?
-Na pewno nie tak jak koza.
-Jak kto?- zdziwił się Pierre.
Hugo westchnął.
-Większość lasek, które przesłuchaliśmy brzmiały jak kozy.
Wokalista pokręcił głową i parsknął zaraźliwym śmiechem. Szary zaskomlał cicho niezadowolony z tego, że ktoś go znowu budzi.

Gdy już się uspokoił, zapytał:
-Ty i Mario zostajecie, prawda?
Ochroniarz przytaknął.
-Dzięki za cynk, gorylu. Dasz mi Dana?
-Dobra- Hugo podał słuchawkę wokaliście.
-Danny?
Na ustach Daniela pojawił się uśmiech.
-Witaj, wielkoludzie. Jak się masz?
-W porządku- odparł Pierre. -Dan, chcę cię o coś zapytać...- mężczyzna zawahał się.
-Wal.
-Słuchaj, Dan, wiem, że nie mam prawa o to prosić, bo pewnie jesteś już zmęczony i zabieram ci urlop...
-Chcesz, żebym został?- Daniel przerwał potok słów Pierre'a.
-Bez ciebie to nie będzie to samo.
Dan uśmiechnął się czując ciepło w okolicy serca.
-Już myślałem, że nigdy o to nie zapytasz- Danny zachichotał. -Czterej muszkieterowie znowu w akcji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz