poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Nowe początki" (tytuł roboczy) - cz.10.

CZĘŚĆ DZIESIĄTA
 
Kanada, zima 2012 r.
 

Pierre kończył właśnie drugą porcję jajecznicy, kiedy usłyszał, że ktoś dzwoni do drzwi.
-Nigdy nie dają mi zjeść w spokoju-mruknął i odsunął od siebie talerz. Od rana był nieprzytomny, nie wykluczało się to jednak z poirytowaniem, które w tej chwili brało nad nim górę. Straceńczym krokiem powoli ruszył, żeby wywalić na zbity pysk tego, kto od rana mu przeszkadza.
Odsunął rygiel i otworzył drzwi. Na progu nie było nikogo. Dziwne-pomyślał.
Mroźne powietrze nieco go otrzeźwiło. Rozejrzał się drugi raz, osłaniając oczy dłonią. Ostre promienie słoneczne odbijające się od białych połaci śniegu oślepiało. Już miał zamknąć drzwi i powrócić do przerwanego śniadania, gdy poczuł uderzenie. Pierwsza śnieżka trafiła go w ramię. Drugi raz oberwał w ucho.
W tym momencie doznał olśnienia.
-Już nie żyjecie!-wydarł się i ruszył tak jak stał szukać winowajców. Kapcie tonęły mu w zaspach, śnieg przemoczył skarpetki w renifery, ale nadal nie dawał za wygraną. Śmiech dochodzący zza domu sprawił, że Pierre nie musiał długo szukać. Daniel i Hugo ukryci za wielką zaspą chichotali jak szaleni.
-O nie, chłopcy! Tym razem nie uda wam się ten numer-pomyślał i zaczaił się na nich. Dwie wielkie, białe kule, które zdążył w międzyczasie ulepić czekały w pogotowiu. Kiedy był już wystarczająco blisko, wziął rozbieg i runął na kumpli z całym impetem, na jaki go było stać. Jedna z kul wylądowała za kołnierzem płaszcza Daniela, a druga roztrzaskała się dokładnie na środku głowy Hugo.
-Mam was!-oznajmił triumfalnie Pierre. Miny przyjaciół sprawiły, że chciało mu się wyć ze śmiechu. Hugo wręcz oniemiał, a Dan klął jak szewc, usiłując zrzucić z siebie mokry płaszcz. Po chwili jednak wyciągnął się jak długi na śniegu i śmiał się na cały głos. Pozostali prędko do niego dołączyli. Pierre turlał się po białym puchu, trzymając się za brzuch. Z oczu ciekły mu łzy.
Hugo otarł twarz i błysnął zębami w uśmiechu.
-Gustowne skarpetki-zauważył, patrząc na renifery zdobiące stopy Pierre'a. Oba kapcie musiał gdzieś zgubić.
-Te renifery to prezent od fanów. Świetne, prawda?-w głosie Pierre'a słychać było entuzjazm.
-Tak, wielkoludzie-przyznał Dan, usiłując jednocześnie wydostać się z góry śniegu, w której utkwił.
Hugo spojrzał na niego znacząco.
-Pomóc?-zapytał słodko, wyciągając do kumpla rękę.
-W tej sytuacji nie odmówię-zgodził się Dan.
Hugo w mig postawił go na nogi.
-Gdyby było trzeba, pewnie podniósłbyś też pociąg towarowy, co?-zaśmiał się Daniel.
Oczy Hugo błysnęły humorem.
-Proponowałem ci siłownię!-przypomniał. Nie byłeś zainteresowany-dodał z udawaną przyganą.
-Jeden Stallone w naszym gronie w zupełności mi wystarczy-oświadczył Dan. Śnieg miał dosłownie wszędzie. Nawet w nogawkach spodni.
-Hej, Hugo! A ja to co?!-zapytał Pierre z wyrzutem.-Zaraz odmarznie mi pewna część ciała, którą mimo wszystko wolałbym zachować!
Ochroniarz dławiąc się ze śmiechu podniósł go.
-Trzeba było nie wyłazić w samych gaciach-zauważył.-A to nie są przypadkiem właśnie te bokserki, które Dan dał Ci ostatnio na urodziny?-zapytał Hugo.
-Dokładnie te same-oznajmił Daniel.-Wiesz jak ciężko było dostać gatki dla faceta z napisem "I'm cute!"?
Pierre pokręcił głową-Nie wiem-odparł nadal chichocząc.
-Mam za to dla was małą propozycję. Może chodźmy już do domu? Chciałbym zrzucić z siebie te słodkie majteczki!
Dan pacnął go w ramię-Oj, ty zbereźniku! Świntuszysz, wielkoludzie, świntuszysz!
-Błagam...-wyjęczał wielkolud.-Brzuch mnie boli ze śmiechu. Nie mogę już!
-Dobrze, że nasz wielkolud nie ma sąsiadów-Daniel puścił oko do Pierre'a. Ten odpowiedział mu uśmiechem.-Widok trzech dorosłych facetów tarzających się w śniegu nie jest normalny. Zwłaszcza, jeśli jeden z nich ma na sobie tylko gatki!-dokończył Dan.
-Pismaki miałyby używanie-w głosie Hugo brzmiała wyraźna niechęć.
-Dobra, dobra chłopcy. Skończymy tę fascynującą dyskusję w domu. Zaraz gacie przymarzną mi do tyłka.
Oby tylko do tyłka-dopowiedział Hugo, patrząc znacząco na Pierre'a. Wokalista niemal widział w jego oczach dwa nieznośne chochliki.
-Słyszysz go, Dan?-zapytał Pierre.-A według ciebie to ja jestem zboczony!
Dan nie skomentował tego. W duszy cały czas chciało mu się wyć ze śmiechu. Takie chwile jak ta były dla niego bezcenne. Do kompletu brakowało mu tylko Maria. Otworzył drzwi. Coś tam ładnie pachniało. Chyba jajecznica a la wielkolud.

-Lecę coś ze sobą zrobić-powiedział Pierre, rozcierając zmarznięte dłonie.-Obie łazienki są do waszej dyspozycji. Ciuchy wrzućcie do suszarki. Wiecie gdzie co jest.
-Mamy chodzić tak jak nas Bozia stworzyła?-zdziwił się Hugo.
-Hugo, Hugo, istoto małej wiary! Czy kiedykolwiek zamykałem przed tobą moją szafę?-zapytał Pierre z uśmiechem.
-Nie. Dzięki, wielkoludzie!
-Nie ma za co. A teraz ruszcie się, chłopcy! Za dziesięć minut zbiórka w kuchni. Zgłodniałem przez was!

Daniel zajął łazienkę na dole, Hugo podreptał na piętro. Stojąc pod gorąbymi strumieniami wody Dan rozmyślał. Ta bitwa była świetnym pomysłem. Przynajmniej wiedział, że Pierre jest już w lepszym nastroju. Teraz będę mógł ze spokojnym sumieniem wyjechać na parę dni do Polski-pomyślał.
Nie lubił zostawiać Pierre'a na długo samego. Cholera-mruknął, opierając czoło o szklaną ścianę kabiny.-Zachowuję się jak jego ojciec! Oj Daniel, Daniel, na starość robisz się nadopiekuńczy i sentymentalny-powiedział sam do siebie. Zakręcił wodę i sięgnął do miękki szlafrok. Owinął się nim, wytarł włosy i poszedł do kuchni. Pierre już ubrany smażył właśnie kolejną partię jajecznicy. Hugo również w szlafroku z zapalem palaszował znalezione w lodówce Pierre'a kiełbaski.
-Jak tam ta część ciała, o którą tak się martwiłeś?-zapytał Pierre'a Dan, zakładając nogę na nogę. Basowy śmiech, który rozległ się po chwili był najlepszą odpowiedzią.
-W. . .dzbanku. . .jest. . .kawa-wykrztusił Pierre.
-W sumie to musimy ci o czymś powiedzieć-zaczął Hugo, nalewając sobie równocześnie kawy.
-Mam się bać?
-Spokojnie-odpał Dan.-Lecimy z Mario na kilka dni do Polski.
-To świetnie!-ucieszył się Pierre.-Odpoczniecie trochę. Dan, ty przecież nagrywasz płytę. Wiem, jakie to potrafi być męczące! A ty Hugo też cały czas żyjesz w biegu. Należy wam się odpoczynek!
Daniel wzruszył ramionami.
-Mnie nagrywanie nie męczy. Czasami nawet to lubię-dodał ze śmiechem.
-Wiem, wiem. Ale nie powinieneś się przemęczać. . .-Pierre urwał.
-Bo mam już swoje lata?-dokończył Daniel, patrząc na przyjaciela spode łba. Pierre postawił przed kumplami talerze z jajecznicą i westchnął sfrustrowany.
-Cholera, Dan! Wiesz, że nie o to mi chodzi! Martwię się i tyle.
-Na twojej liście zmartwień ja powinienem być na samym końcu-mrunął Daniel.
Hugo przysłuchiwał się ich rozmowie i w duchu przyznawał wielkoludowi rację. Sam często miał wrażenie, że Dan się przeforsowuje. Wolał jednak się nie odzywać, żeby nie wszczynać kłótni.
-Zakończmy ten temat, co?-zaproponował Hugo. Przyjaciele skinęli głowami. Dan zabrał się za swoją jajecznicę, a Pierre dolał sobie kawy i wypił duszkiem.
-Kto wpadł na pomysł tego, żebyście też pojechali na casting. Jak udało wam się przekonać Maria?-zapytał Pierre.
-Mario sam nam to zaproponował-w głosie Daniela brzmiał skrywany śmiech.
-I obiecał pokryć koszty-dodał Hugo.
Pierre podrapał się po głowie i popatrzył na nich dziwnie.
-Chwilunia, panowie. . . Czy my na pewno mówimy o naszym Mario? Nikt go nie podmienił?-Pierre był dziwiony. Daniel schował usta za kubkiem z kawą, żeby Pierre nie dostrzegł jego śmiechu.
-Nikt go nie wymienił-przyrzekł solennie Hugo.
-Hmm. W takim bądź razie. . . Może być tylko jedno rozwiązanie-oznajmił Pierre.
-Jakie? Zobaczymy czy zgadniesz szybciej od Daniela!-uśmiech wyplynął na usta Hugo. Odsunął od siebie pusty talerz i rozsiadł się wygodnie.
-Kwiatuszek boi się latać.
-Kurczę, niezły jesteś!-wykrzyknął Daniel.-Rozgryzłeś go szybciej ode mnie!
-Nie ma co konkurować z wrodzonym talentem-wypalił Pierre.
Hugo zachichotał. Dan śmiał się już otwarcie w głos.
-Miałbym do was sprawę. . .-Pierre pochylił się konspiracyjnie nad stołem. Pozostli poszli w jego ślady.
-Jaką?-zapytali jednocześnie.
-Kiedy Mario będzie szukał w Polsce wokalistki, wy poszukacie mu jakiejś ladnej Polki. . . Hugo spojrzał na niego jak na idiotę.
-Żartujesz, prawda?
-Jestem śmiertelnie poważny-odparł Pierre, choć oczy podejrzanie mu lśniły.-Biorąc pod uwagę tryb życia Maria, to przy optymistycznych prognozach znajdzie kogoś za dwadzieścia lat, jak będzie na emeryturze! Dan zamyślił się nad tym.
-Niegłupi pomysł, Pierre! Może wtedy kwiatuszek przestanie napadać na nasze lodówki?-zażartował.
Usta Pierre'a rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
-Wierzysz w cuda?-zapytał.
Daniel pokręcił przecząco głową.-W takie cuda akurat nie wierzę.
-Ja też nie-zaśmiał się Hugo.-Ale w sumie. . . Można by spróbować. Co ty na to Dan?
-Jestem za-zgodził się wokalista.
Pierre obdarzyl ich promiennym uśmiechem.
-Tak właśnie myślałem, że się zgodzicie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz