poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Nowe początki" (tytuł roboczy) - cz.7.

CZĘŚĆ SIÓDMA
 
Kanada, zima 2012 r.
Daniel gnał na złamanie karku. Odkąd odczytał wiadomość od Maria dręczyły go jakieś złe przeczucia. Może i menager Garou był panikarzem, ale nigdy nie zwoływał zebrań kryzysowych bez ważnego powodu. Cała ta sprawa mu się nie podobała.
Land Rover Daniela świetnie trzymał się szosy, więc mógł wcisnąć gaz do dechy. Chrzanić fotoradary!-pomyślał. Jeden mandat w tą, jeden w tamtą... Co to za różnica?
Po dwudziestu minutach jazdy 130 km/h był na miejscu. Zatrzymał samochód z piskiem opon przy zabytkowej kamienicy, gdzie mieścił się apartament Maria. Uliczne latarnie oświetlały fasadę pięciopiętrowej budowli ciepłym,
złoto-pomarańczowym światłem. Ten widok zawsze wprawiał Daniela w zachwyt. Budynek był piękny. Teraz nie zatrzymał się nawet na minutę. Wyskoczył z auta i po omacku machnął w kierunku wozu pilotem. Usłyszawszy sygnał, wbiegł do budynku. Ktoś nie zamknął za sobą drzwi, więc nie musiał korzystać z domofonu. Dan postanowił odpuścić sobie windę. Przeskakiwał po kilka stopni na raz, chcąc jak najszybciej dostać się na samą górę. Pod drzwiami przyjaciela przystanął na chwilę, opierając się o poręcz. Z trudem łapał oddech. W takich chwilach uświadamiał sobie, że ma już swoje lata. Na co dzień starał się o tym nie pamiętać. Każdy kiedyś umrze-mruknął. Jego pora jeszcze nie nadeszła.
Wciągnął nosem potężny haust powietrza, wypuścił je ustami, starając się w ten sposób uspokoić serce, które waliło mu jak oszalałe. Dwa razy nacisnął dzwonek. Mario otworzył od razu i obrzucił przyjaciela uważnym spojrzeniem.
-Ile bryk skasowałeś po drodze?-zapytał złośliwie.
Dan posłał mu słaby uśmiech.-Milutki jak zwykle!-rzucił w kierunku Maria, ściągając płaszcz i wieszając go w korytarzu. We włosach lśniły mu kropelki roztopionego śniegu.
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi?-niecierpliwił się Dan.
-Za chwilę-odparł Mario.-Idź do salonu, o ile Hugo go jeszcze nie rozniósł. Daniel skinął głową na znak, że się zgadza.
Hugo siedział w fotelu, bębniąc palcami jednej ręki w stolik, a w drugiej trzymał prawie pustą szklaneczkę whiskey. Na widok Daniela ochroniarz podniósł się z fotela i uściskał go serdecznie. Oczy wokalisty były pełne niepokoju, podobnie jak jego własne.
-Wiesz już o co chodzi?-zapytał Dan.
Hugo zaprzeczył:
-Nie wiem. I szlag mnie trafia!
Mario wszedł do salonu, niosąc tacę, na której stały szklanki, karafka Single Malt i miska czipsów.-Napijecie się?
-Ja sobie strzelę małego drinka.-Hugo podstawił swoją szklankę.
Mario uświadomił sobie właśnie, że pewnie przerwał im kolację. Poczuł wyrzuty sumienia. -Zamówimy pizzę?-zaproponował. Hugo odstawił z hukiem szklankę na stolik. Rozległ się brzdęk. Kiedy się odezwał w jego głosie brzmiała z trudem tłumiona furia:
-Do jasnej cholery! Zaprosiłeś nas na pizzę?! Mówże o co chodzi!-wykrzyczał.
-Uspokój się-powiedział łagodnie Dan, kładąc dłoń na ramieniu ochroniarza. Hugo zacisnął powieki i w myślach powoli policzył do dziesięciu.-Sorry-rzucił już spokojniej.-Przestraszyłeś mnie tym telefonem.
-Mnie też-przyznał Daniel.
Mario klapnął ciężko na kanapę obok Dana. Nagle poczuł się strasznie głupio. Zaczął nerwowo bawić się guzikiem koszuli, unikając wzroku przyjaciół. Gardło miał dziwnie wysuszone. Nalał sobie wódki, napił się, czując jak alkohol zwilża mu krtań i rozlewa się przyjemnym ciepłem w klatce piersiowej.
-Martwię się o Pierre'a...-zaczął. Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło.
Daniel po raz pierwszy od bardzo dawna nie miał ochoty na złośliwości. Jego ciemne oczy wpatrywały się w menagera w skupieniu.
-Co dokładnie masz na myśli?-spytał.
Mario uniósł w końcu głowę i odchrząknął.-Nie umiem tego wyjaśnić. Niby wszystko jest w porządku, ale ja cały czas nie mogę się pozbyć wrażenia, że on...-zamilkł na chwilę, szukając odpowiednich słów-...że on jest bardzo samotny-dokończył.
Hugo zastanowił się.
-Ma nas... Poza tym nic takiego nie zauważyłem...
Mario potarł twarz rękami. Był sfrustrowany. -Są różne rodzaje samotności-szepnął Mario, po czym dodał już głośniej:
-Wielkolud dobrze się maskuje-przyznał.
Danielowi wszystko zaczęło pasować. Też niekiedy ogarniało go przeczucie, że przyjaciel zachowuje się jakoś tak...inaczej.
-Uważam, że Mario ma rację-powiedział Dan.-Ale też nie możemy się dziwić Pierre'owi. Po tym co przeszedł...
 
 
Hugo wyraźnie posmutniał. Pierre był dla niego jak rodzina. Wkurzało go to, że nie mógł zrobić kompletnie nic, by mu pomóc.-Wielkolud jest silny-rzekł z przekonaniem.-Z czasem się z wszystkim upora. Zobaczycie!
Mario skrzyżował nogi w kostkach i przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Było mu ciężko na duszy.
-Myślicie, że ten wyjazd do Polski mu pomoże?-zapytał.
Daniel podniósł się z kanapy. Nagle zaczęło go nosić.-Sądzę, że tak-odparł.-Wiecie przecież jak on lubi koncerty w tym kraju...
-Dobrze, że w ogóle znowu śpiewa-powiedział Hugo.
Mario pokiwał głową.
-Taaak-przyznał.-To świetnie.
Hugo popatrzył na niego dziwnie.-Dla ciebie to też jest dobre. Z tego żyjesz!
Menager nawet nie miał siły, żeby się odciąć. Ukrył twarz w dłoniach i milczał. Daniel spojrzał na ochroniarza z naganą. Jego oczy mówiły: "Zachowałeś się jak skończony dupek". Sumienie Hugo podszeptywało mu dokładnie to samo. Poczuł się jak ostatni cham.
-Mario...-powiedział cicho.
-Mario... Przepraszam-powtórzył, gdy tamten nie zareagował.
Mario podniósł wzrok. Udało mu się nawet uśmiechnąć.-OK. Nic się nie stało.
Ochroniarz nerwowym gestem zmierzwił sobie włosy. Nadal czuł się podle.-Stało się. Nie powinienem był tego mówić-w jego głosie brzmiała skrucha.-Wiesz przecież, że tak nie myślę-wyznał.-Po prostu boję się o Pierre'a. Omal pikawa mi nie wysiadła, jak zadzwoniłeś. Zaraz wyobraziłem sobie coś strasznego i...-wzruszył ramionami.
Coś ścisnęło go za gardło.-Zależy mi na was.-wyszeptał z wzrokiem wbitym w podłogę. Pozostali wiedzieli, ile kosztowało Hugo to wyznanie.
Daniel pociągnął głośno nosem.
-Oh chłopcy... Zaraz się rozpłaczę! Mario! Leć po chusteczki! Biegusiem!-błaznował, usiłując ukryć wzruszenie.
Mario ukradkiem otarł oczy, które były dziwnie wilgotne. Usiłował też na powrót przyjąć nadęty, menagerski ton:
-Ustalmy coś. Jeżeli po powrocie z Polski Pierre nadal będzie się tak zachowywał, wtedy weźmiemy go w obroty. Jasne?!
-Tak, panie generale!-przytaknęli jednocześnie Hugo i Daniel.
-Pan menager-generał jak zwykle ma rację!-wesoło zauważył Dan. Zrobiło mu się lżej na sercu.
Mario spojrzał na nich z wyższością.
-Ktoś tu musi mieć głowę nie od parady-stwierdził.
-Patrzcie no...-zadrwił Hugo.-Puszy się jak paw!
Daniel roześmiał się głośno.
-Nie bój nic. Zawsze można tego ptaszka oskubać! Zrobimy sobie rosół!
Mario udawał obrażonego, ale po chwili spasował i uśmiechnął się szeroko.-Wznieśmy toast-zaproponował, napełniając kolegom szklaneczki.-Za przyjaźń!
-Za przyjaźń!-powtórzyli tamci jak echo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz