poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Nowe początki" (tytuł roboczy) - cz.14.

CZĘŚĆ CZTERNASTA
 


Poznań, zima 2012 r.
 

Na zaparowanej szybie kabiny prysznicowej pojawiła się ręka. Jeden z palców tej kończyny rysował właśnie na szkle kwiatki i serduszka. Ręka ta należała do Daniela, który stojąc pod strumieniami gorącej wody wesoło podśpiewywał pod nosem. Polska zaczynała mu się podobać. Wielkolud miał jednak rację, kiedy wychwalał ten kraj pod niebiosa. Zresztą łatwo było go polubić. Ludzie byli mili, a Poznań atmosferą trochę przypominał mu Montreal. Wizyta tutaj na pewno się uda, myślał. Daniel miał wielką ochotę pójść na całość i zabawić się. Hugo zapewne będzie tym pomysłem zachwycony, a Mario... Coś się wymyśli- Dan zachichotał, dorysowując kolejne serduszka. Chyba na starość zaczynało mu odbijać. Czytał gdzieś, że po sześćdziesiątce ludzie dziecinnieją. Cóż, najwidoczniej dotknęło. Nie był tym jednak jakoś szczególnie zaniepokojony. W razie czego żona potrafiła ustawić go do pionu, a przyjaciele z kolei zawsze umieli sprawić, że czuł się tak, jak gdyby miał kilkadziesiąt lat mniej. W ten sposób jego życie pozostawało w tej cudownej równowadze, która sprawiała, że był bardzo szczęśliwym człowiekiem.
Dan zastanawiał się jak uda mu się wypełnić powierzoną przez Wielkoluda misję. Jednego był pewien- będzie wesoło. Dzisiaj miał zamiar wtajemniczyć w ten niecny plan Huga, liczył na to, że razem z Gorylem coś wymyślą. Zakręcił wodę i otulił się puchowym szlafrokiem. Zegar pokazywał godzinę 17. Na wpół do szóstej Dan umówił się z chłopakami. Mieli zjeść u niego w pokoju kolację, a następnie wybrać się w miasto, by pozwiedzać poznańskie kluby. Daniel już nie mógł się doczekać. Jutro czekał ich casting, ale dzisiaj mogli zaszaleć. Jeżeli Polki śpiewają tak jak wyglądają, to Pierre będzie cholernym szczęściarzem. Hugo i Mario też chętnie zawieszą oko na jakiejś ładnej buzi. Dan postanowił sobie, że będzie skupiał się tylko na umiejętnościach wokalnych i charakterze. Nie chcieli przecież skazać Wielkoluda na jakąś jędzę.
Zerknął ponownie na zegarek i z pewnym rozbawieniem spostrzegł, że jest dzwadzieścia po piątej. Znowu się zamyślił. Ostatnio coraz częściej mu się to zdarzało. Starość nie radość, mruknął i wciągnął dżinsy, rozglądając się jednocześnie po pokoju. Ściany pokrywała kremowa tapeta w kwiaty, a meble miały kolor głębokiego brązu kontrastującego ze spokojnym odcieniem puszystego dywanu przykrywającego większą część drewnianej podłogi. Pokój całkowicie mu odpowiadał. Na stoliku pod oknem stał wazon z długimi, herbacianymi różami i miseczka orzechów. Daniel narzucił na siebie koszulę, wziął kilka i zręcznie wrzucił je do ust. Z przyjemnością stwierdził, że były obtoczone karmelem. Zdążył zjeść jeszcze kilkanaście brązowych kuleczek, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.
-Ładujcie się!- zawołał. Był pewny tego, że do pokoju wparują zaraz Mario i Hugo, tymczasem zobaczył przed sobą mocno skonsternowanego młodego kelnera, który pchał wózek z zamówieniem.
-Pprzepraszam, nnie chciałem przeszkadzać-wyjąkał chłopak, czerwieniąc się i patrząc wymownie na rozpiętą do połowy koszulę mężczyzny.
-Ależ to nie to o czym pan myśli!- Dan zachichotał, a skóra kelnera przybrała
odcień bardzo dojrzałego pomidora. -Brałem prysznic...- ciągnął Dan ze śmiechem.
Chłopak zmierzył go uważnym spojrzeniem, zatrzymując wzrok na mokrych po kąpieli włosach Daniela.
-Ja nnaprawdę nie chciałem pprzeszkadzać ani nniczego sugerować- chłopak nadal był niepewny.
Dan machnął ręką i uśmiechnął się.
-Nic się nie stało. Może orzeszka?- zapytał podsuwając mu miseczkę.
-Dziękuję- powiedział już spokojniej chłopak. -Chętnie wezmę kilka.
Dan poklepał go po ramieniu.
-Pierwszy dzień?- spytał domyślnie.
Młody kelner popatrzył na niego z wyrazem pełnego zdumienia w dużych ciemnych oczach.
-Kiedy byłem młody też sobie dorabiałem. Wiem jak to jest- Daniel zaśmiał się.
Chłopak odetchnął głęboko.
-Bałem się, że popełniłem jakąś gafę. Wie pan... Pierwszy dzień w pracy, a tu cos takiego...
-Nic zdrożnego się tu nie działo- Dan puścił do niego oko, dając mu jednocześnie napiwek.
-Nie trzeba...- chłopak zawahał się.
Mężczyzna pokręcił głową, wsuwając mu do ręki pieniądze.
-Na co pan sobie dorabia?- zapytał.
-Studiuję na Akademii Sztuk Pięknych.
-To tym bardziej proszę wziąć napiwek- przekonywał Dan, dorzucając jednocześnie do wcześniejszej kwoty kilka banknotów.
-Dziękuję bardzo- odparł chłopak.
-Jak ma pan na imię?- zapytał Dan już w drzwiach.
-Jestem Karol.
-Bardzo ładne imię. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy!- Daniel obdarzył go kolejnym szerokim uśmiechem, który tym razem Karol odwzajemnił.
-Chciałbym, żeby tak było. Do widzenia.
-Do zobaczenia!- zawołał za nim Daniel.

Po wyjściu z pokoju Karol dyskretnie rozwinął zwitek banknotów, który dziwnie ciążył mu w kieszeni. Gdy już zobaczył co trzyma w ręku, aż przetarł oczy ze zdumienia. Dwieście dolców uśmiechało się do niego, a on myślał, że śni.


 Mario i Hugo zjawili się chwilę później, wpadając do pokoju z impetem rakiety i bez pukania.
-Coś tu ładnie pachnie!- Hugo pociągnął nosem z zachwytem. Mariowi też ślinka napłynęła nagle do ust.
-Może byście najpierw zapukali, co?- powiedział Daniel, nakrywając do stołu.
-Co by było gdybym był tu z jakąś ładną, młodą Polką?- zażartował.
Mario pokiwał głową i westchnął ze smutkiem.
-Wtedy nie miałbyś już 193 cm wzrostu.
-Jak to?- zdziwił się wokalista.
-Cecilia skróciłaby cię o głowę, stary- łaskawie wyjaśnił menager i wszyscy troje zanieśli się chichotem.
-Dobra, chłopcy, bierzmy się do jedzenia! Laseczki czekają!- Hugo aż zatarł ręce z uciechy, powodując tym kolejny wybuch śmiechu.

Niecałą godzinę później wszyscy trzej stali przed hotelem, czekając na taksówkę. Ich środek transportu spóźniał się i Mario był coraz bardziej wkurzony.
-Ten Adam, który nas wiózł z lotniska to był chyba jakiś wyjątek... Cholera, cholera, cholera! Co za nieodpowiedzialność!- pieklił się.
-Cicho. Nie drzyj się tak, bo cię żadna nie będzie chciała- zgasił go Hugo. Menagera na moment zatkało, chciał coś powiedzieć, jednak zabrakło mu celnej riposty, więc tylko odwrócił się do nich plecami i udał obrażonego.
Samochód nadjechał po dziesięciu minutach. Gdy już wszyscy umościli się wygodnie, kierowca, gruby facet po pięćdziesiątce, zapytał:
-Dokąd?
-What? We don't understand. Can you speak English?- spytał Dan uprzejmie.
Mario uśmiechnął się chytrze, bo właśnie uświadomił sobie, że tym razem uda mu się popisać swoimi umiejętnościami lingwistycznymi.
-Chcemy zabawa- powiedział, uśmiechając się szeroko. -Wie pan, fajna klub dla nas- dodał.
Taksówkarz spojrzał na nich dziwnie.
-Wedle życzenia- mruknął.


Kierowca wysadził ich pod obiecująco wyglądającym klubem o nazwie Różowa Landrynka.
-Nawet tu ładnie- mruknął Mario.
-Mnie też się podoba!- Hugo był zachwycony.-Chodźmy!
-Chwila- przystopował ich Daniel.-Nie wydało się wam, że tamten gość dziwnie na nas patrzył.
Hugo pokiwał głową.
-Może, trochę... Ważne, że nas dowiózł na miejsce. Klub wygląda świetnie. Przyjaciele weszli do środka. Ściany lokalu pomalowane były na głęboki burgund. Wisiało na nich mnóstwo luster, przy których znajdowały się małe lampki. Nadawało to wnętrzu oryginalny charakter. Mario rozejrzał się wokół. -Gustownie urządzony-przyznał.-Chodźmy dalej.
W kolejnym pomieszczeniu odnaleźli barmana. Daniel wsunął się z gracją na wysoki barowy stołek i obdarzył barmana ciepłym uśmiechem.-Poprosimy o gin z tonikiem-powiedział po angielsku.
Barman popatrzył na niego bardzo intensywnie błękitnymi oczami. Jego wzrok wręcz przeszywał.
-Przyszliście razem?
-A nie widać tego?- zapytał Mario nieco opryskliwie.
-Spokojnie- barman ugodowo uniósł dłonie. -Tylko zapytałem... Jaki zaborczy-dodał już po polsku.

Przyjaciele wzięli swoje drinki i przenieśli się na kanapę w rogu sali. W tle cicho śpiewał George Michael. Hugo rozsiadł się wygodnie i westchnął.
-To jest życie! Brakuje tylko jeszcze jakiejś ładnej kobitki...
Mario rozejrzał się.
-Dziwne. Żadnej nie widzę.
-Może w Polsce kobiety zawsze przychodzą na imprezy? Wiecie, żeby mieć lepsze wejście?- Daniel uśmiechnął się.
-Danny, czy ja ci już mówiłem, że ty to masz łeb?- Hugo zachichotał.
-Taaa-kwaśno stwierdził Mario. -Jak sklep, tylko półki puste.
-Powinienem strzelić focha!- Daniel udał urażonego.
-Masz rację, Dan. Powinieneś, ale to w końcu jest nasz Kwiatuszek...- Hugo był bezlitosny wobec Maria.
-Kwiatki to ty będziesz wąchał od spodu, Gorylu, jeżeli się nie odczepisz- menager posłał mu słodki uśmiech i upił łyk ze swojej szklanki. -Powinniśmy ustalić jakąś strategię co do castingu-dodał.
Daniel spoważniał i spojrzał na niego uważnie.
-Co masz na myśli?- spytał.
-Chodzi mi o jednomyślność. Gorylu, ty nie sugeruj się tylko wyglądem, a ty Dan-głosem. Starajmy się patrzeć na całokształt, OK.?
Hugo i Dan skinęli głowami. Z kwestiami organizacyjnymi nikt nie radził sobie lepiej od Maria.

-Mogę się przysiąść?-przyjaciele usłyszeli zadane po angielsku i wypowiedziane głębokim głosem pytanie. Właścicielem tego głosu okazał się wysoki, przystojny szatyn, który teraz patrzył na nich pytająco.
-To impreza zamknięta- oznajmił Mario.
-Cicho, kwiatuszku. Nie bądź nieuprzejmy- zgromił go Daniel surowo. -Zapraszamy.
Mężczyzna uśmiechnął się.
-Jestem Oliwier. A wy?
Hugo przedstawił po kolei wszystkich i zapytał?
-Jesteś Polakiem?
-Tak- przyznał Oliwier. Pochodzę z Poznania. Jesteście ze Stanów?
-Z Kanday.
Oliwier otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
-To musieliście mieć bardzo męczącą podróż...-westchnął.
-Nie było aż tak źle. Przyjechaliśmy tu, bo chcemy... Auć!- Mario kopnął ochroniarza pod stołem. -Przyjechaliśmy w sprawach zawodowych- dokończył z uśmiechem. Oliwier zmrużył oczy.
-Rozumiem- mruknął. -Wieczorem chcieliście się rozerwać, tak?
-Właśnie- potwierdził Dan. -Nocne życie Poznania jest fascynujące. Oczy prześlizgnęły się po kolei po współtowarzyszach.
-Jak dobrze chcielibyście poznać to żyjcie?- zapytał.
-Co masz na myśli?- Mario był zaniepokojony.
-Kwiatuszku, nie domyślasz się...?- Oliwier znacząco zawiesił głos, a jego dłoń spoczęła na udzie Maria. Mężczyzna aż podskoczył.
-Co ty robisz do ciężkiej cholery?!- wydarł się.
-Ale jesteś niedotykalski- Oliwier wydął usta.
Hugo i Daniel spojrzeli na siebie zdezorientowani i jakby niepewni czy mają uznać to za głupi żart, czy raczej brać nogi za pas.
-Czemu dobierasz się do naszego kumpla?- wypalił Hugo.
-Kumpla? Wy w Kanadzie dziwnie to określacie. U nas mówi się o takich jak my po prostu 'geje'.
Daniel zakrztusił się drinkiem.
-Ale my nie jesteśmy gejami!- zaprzeczył żarliwie, gdy tylko odzyskał głos.
Oliwier uniósł ironicznie brwi.
-Taaak? To co w takim razie robicie w klubie dla gejów?
-Ggdzie?- wyjąkał Mario.
-W klubie dla gejów-powtórzył Oliwier.
-My nie wiedzieliśmy, że to jest...klub dla gejów!- Hugo zdębiał.
-Tja. Pewnie. A ja jestem George'm Michael'em!-zadrwił ich nowy 'znajomy'.
Daniel podniósł się z kanapy.
-To może my już lepiej pójdziemy, zaszła chyba jakaś pomyłka- Dan roześmiał się. Gdy minął szok cała ta akcja nagle wydała mu się śmieszna. Opuścili klub żegnani głośnym śmiechem Oliwiera.
-A mówi się, że Kanada to taki tolerancyjny kraj...- mruknął mężczyzna i zaczął wzrokiem poszukiwać innych kompanów do 'zabawy'.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz