poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Nowe początki" (tytuł roboczy) - cz.11B.

CZĘŚĆ JEDENASTA,

Fragment drugi
Przestrzeń powietrzna nad Europą

Hugo przeciągnął się i z westchnieniem powrócił do powszedniej pozycji. Musiał się chyba zdrzemnąć. Piwo i czipsy podziałały na niego nad wyraz usypiająco.
W fotelu obok spał Mario, pochrapując cicho. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w regularnym oddechu, a na twarzy malował się spokój.
Hugo poprawił koc, który zsunął się menagerowi z kolan i jeszcze raz głęboko westchnął. Chciało mu się palić. Tym okropnym nałogiem zaraził się od Pierre'a.
Wiercenie się Hugo sprawiło, że Dan powoli wracał do rzeczywistości. Przetarł pięścią zaspane oczy i ziewnął.
-Boże, gorylu czy ty masz owsiki w tyłku?-zapytał z nieskrywaną irytacją, lecz na tyle cicho by nie obudzić Maria.
-Przepraszam-mruknął Hugo-Mam ochotę na dymka.
Daniel spojrzał w sufit, modląc się o cierpliwość. Te kilka dni w Polsce z kwiatuszkiem i gorylem z pewnością nadszarpną jego nerwy.
-Wytrzymaj. Już niedługo sobie zapalisz. Swoją drogą, trzepnąłbym wielkoluda w to jego wielkie ucho za to, że przez was powoli nabawiam się raka!
Hugo zrobił niewinną minę starając się ukryć uśmiech.
-Dokładnie, Danny! Dokładnie! Trzepniesz mu jak tylko wrócimy. Podejrzewam, że nasz kochany wielkolud i tak nie będzie miał problemu ze znalezieniem sobie kogoś, kto to jego uszysko pocałuje, żeby mniej bolało.
Dan parsknął i przeczesał dłonią zmierzwione od snu włosy.
-Gdyby tylko chciał, to by nie miał-odparł. -Problem w tym, że nie chce. Minęło dużo czasu, gorylu. Nie uważasz, że to najwyższa pora, by Pierre sobie kogoś znalazł?
Hugo pokiwał w zamyśleniu głową, machinalnie skubiąc poły swojej czarnej, skórzanej kurtki, która stanowiła część jego image'u. Musiał wyglądać groźnie. Skóra i ciemne okulary robiły zwykle odpowiednie wrażenie. Odpuszczał tylko, jeśli chodziło o ciężkie, złote łańcuchy. W końcu był ochroniarzem, a nie gangsterem.
-Zgadzam się. Wygląda na to, że mamy podwójnie trudną misję.
-To znaczy?-Daniel nie zrozumiał.
Usta Hugo rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
-Musimy wyswatać w Polsce nie tylko kwiatuszka, ale też wielkoluda!
Dan zachichotał.
-Oj, gorylu! Oglądasz za dużo tych swoich "Barw miłości"-powiedział Dan, patrząc jak na twarzy Hugo maluje się najpierw zdziwienie, a później zakłopotanie.
-Skąd wiesz, że to oglądam?-zapytał zanim zdążył pomyśleć, że w ten sposób ostatecznie się pogrąża.
-Trzeba było nie zostawiać płyt z tym romansidłem na wierzchu!
-O mój Boże!-jęknął Hugo i ukrył twarz w dłoniach. Czuł, że robi się czerwony.
-Danny, Dan, serce ty moje! Wiesz jak ja cię kocham, prawda?-zapytał po chwili Hugo.
Wokalista założył nogę na nogę i rzucił mu pełne wyższości spojrzenie.
-Wiem, mały, wiem.
-I...nie powiesz nikomu?-dodał ochroniarz z nadzieją.
-Hmm...nie. Tylko muszę najpierw wymyślić, co bym za to chciał.
Hugo odetchnął z ulgą.
-Straszny z Ciebie materialista, Dan!
Daniel uśmiechnął się słodko, ukazując w tym uśmiechu wszystkie zęby.
-Ja ciebie też uwielbiam. Myślę, że karafka dobrej whiskey i cebulowe czipsy wystarczą-zdecydował ostatecznie Dan i puścił ochroniarzowi oczko.
-Zbankrutuję przez ciebie...-jęknął Hugo.
-Spokojnie! Pamiętaj, że i tak głównie stołujesz się u mnie albo u wielkoluda, więc nie damy ci umrzeć z głodu-odparował Daniel. Hugo udał obrażonego.
-No już, nie bocz się tak-Dan poklepał go po ramieniu. -W Polsce poszalejemy na koszt Maria!
-Nie poszalejecie, chłopcy-rozległ się zduszony głos wydobywający się gdzieś spod koca. -Mamy ściśle określony budżet na tę okoliczność-dodał Mario wygrzebując się z krępującego go pledu.


-Mario, kwiatuszku, nie będziesz nam niczego żałował, prawda?-głos Daniela ociekał słodyczą.
-Bądź kreatywnym księgowym!-Hugo dorzucił swoje trzy grosze.
Mario przywalił mu poduszką.
-Księgowym?! Ja ci dam księgowego, małpo jedna!
Hugo śmiejąc się w głos odpowiedział na jego atak, okładając menagera gdzie popadło puchową poduchą.
-Jak dzieci!-zawołał Daniel ze śmiechem ocierając zapłakane oczy.
-Przez was znowu się poryczałem!
Hugo i Mario wymienili porozumiewawcze spojrzenia i rzucili się na Dana.
-Już my cię pocieszymy!-zawołali.

Ich zabawa nie uszła uwadze stewardessy, która wcześniej podawała im kawę. Dziewczyna pokiwała smutno głową. Tak to już jest-pomyślała. Jak się trafi jakiś przystojny facet to albo mnie nie chce, albo jest gejem...

Pierwszy zreflektował się Hugo i ocierając łzy zapytał:
-Nie sądzicie, że ta ładna stewardessa jakoś dziwnie na nas patrzy?
Dan skinął głową. Na nowo wstrząsnął nim chichot.
-Upps... Chłopcy, ona chyba myśli, że my...
-Boże!-wykrzyknął Mario.
-Stanowimy trójkąt?-dopowiedział Hugo.
Menager rwał sobie włosy z głowy.
-Mam przez was zszarganą reputację!
Jak na komendę Dan i Hugo parsknęli śmiechem.
-Nie przejmuj się, kwiatuszku-pocieszył go Daniel. -Twoje fanki na pewno zrozumieją, że nie mogłeś nam się oprzeć. Jesteśmy w końcu tacy przystojni!
Mario odsunął się od niego na bezpieczną odległość.
-Zaczynam się ciebie bać!
-Kwiatuszku, ja bym nawet muchy nie skrzywdził, a co dopiero ciebie...
Menager wzdrygnął się.
-Ja sobie muszę poważnie porozmawiać z twoją żoną!-ostrzegł Dana.
Niestety, jego słowa nie wywołały zamierzonego efektu. Zamiast przerażenia na twarzy Dana pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.

****
Dwie godziny później

-Ale się najadłem...-Hugo z lubością poklepał się po brzuchu, odsuwając pusty talerz.
-Rzeczywiście-przyznał Mario. -Jak na pokładowe żarcie było całkiem nieźle.
-Umieram...-Dan przyłożył ręce do szyi i udał, że się dusi.
-Po trzech talerzach spaghetti i tiramisu każdy by umarł-Mario nie miał litości.
-Lepiej doprowadźmy się do porządku, chłopaki. Chyba niedługo lądujemy-zauważył Hugo.
Na te słowa Mario pozieleniał.
-Kwiatuszku, chyba nie zamierzasz teraz wymiotować?-ochroniarz spojrzał na niego podejrzliwie.
-Nie wiem-jęknął Mario.
-Nie rób nam tego!-poprosił Daniel.
Menager skinął głową.
-Zobaczę co da się zrobić.

Zgodnie z przewidywaniami Hugo, kilka chwil później usłyszeli ten sam miły, kobiecy głos co na początku.
-Witamy wszystkich państwa ponownie. Mamy nadzieję, że podróż naszymi liniami upłynęła państwu spokojnie. Znajdujemy się już nad lotniskiem Ławica w Poznaniu. Prosimy zapiąć pasy. Podchodzimy do lądowania.
Mario zazgrzytał zębami.
-Wiecie, że najwięcej katastrof powietrznych zdarza się podczas lądowania?
Dan pokręcił z niedowierzaniem głową.
-Skądś ty wziął te informacje?-zapytał.
-Z internetu-odparł Mario.
-Internet kłamie-zachichotał Hugo. -Żebyście widzieli co tam wypisywali kiedyś o wielkoludzie! Według niektórych ma już sześcioro dzieci. I to każde z inną!
Mario pochłonięty rozmową nawet nie zauważył, kiedy koła Boeinga dotknęły ziemi.
-Wylądowaliśmy. Żyjemy-oznajmił Dan menagerowi z satysfakcją.
-Już?-zdumiał się Mario.
Wokalista aż klasnął w dłonie z uciechy.
-No, chłopcy, zabawa właśnie się zaczęła!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz