poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Nowe początki" (tytuł roboczy) - cz.16A.

CZĘŚĆ SZESNASTA
 
 Poznań, zima 2012 r.
 

Życie jednak może być całkiem fajne, pomyślał Hugo przeciągając się. Wczoraj nieźle zabalowali, a dzisiaj nie miał nawet kaca. Jestem dzieckiem szczęścia, mruknął i roześmiał się ze swoich jakże przenikliwych wniosków. Marzył o tym, by jeszcze choć na chwilę przymknąć oczy i się zdrzemnąć. Gładka atłasowa pościel kusiła go, a opuszczone ciemne rolety sprawiały, że w pokoju panował przyjemny półmrok i chłód. Idealne warunki do drzemki.
Hugo może i był tylko ochroniarzem Garou i z tego właśnie powodu większość ludzi uważała go za bezmózgiego mięśniaka, ale on sam wiedział, że głowę ma nie od parady. Właśnie stwierdził, że gdyby choć na kilka minut zasnął, to ten maruda Mario swoim gderaniem natychmiast wyrwałby go z łóżka. Co to to nie, obiecał sobie Hugo. Nie dam mu tej satysfakcji. Postanowił zrobić kwiatuszkowi małą niespodziankę. W pełni ukontentowany tym postanowieniem odrzucił kołdrę i przez chwilę leżał nieruchomo rozkoszując się chłodnym powiewem powietrza na swojej skórze. Ludzie, ludzie- zafałszował w rytm sobie tylko znanej melodii- dziękujcie Bogu za klimę!
Zsunął się z łóżka i ponownie naprężył potężne mięśnie. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko ognistego seksu z jakimś rudzielcem i filiżanki kawy. Śniadaniem ostatecznie też by nie pogardził. Dwa ostatnie marzenia za krótką chwilę mogły stać się rzeczywistością. Seks zresztą też, niestety trochę później, ale to nic. Długo wyczekiwany cukierek smakuje znacznie lepiej. Tak, Hugo zdecydowanie zbyt długo pościł. Może i kiedyś jakiś uczony wymyśli coś takiego tak celibat wśród ochroniarzy, jednak w tej chwili nie miał się czym przejmować. Potrząsnął głową odpędzając głupie myśli. Czarne włosy od miesięcy proszące się o nożyczki wpadły mu do oczu. Odgarnął je niecierpliwym ruchem osoby przyzwyczajonej do takich drobnych utrudnień i rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu dżinsów. Znalazł je zawieszone na lampie. Wolał nie dociekać jak się tam znalazły. Wciągnął spodnie i poklepał się po kieszeniach w poszukiwaniu papierosów. Obie kieszenie wydały mu się dziwnie wypełnione. W jednej znajdowała się jego komórka, ukochane papierosy i trochę drobnych, a drugiej...portfel Maria. Hugo roześniał się głośno i czule pogładził czarną skórę.
Dzięki ci, Panie- zachichotał. -Widzę, że w pełni popierasz mój plan!
Wyjął z niego kartę magnetyczną otwierającą drzwi pokoju Maria i udał się do barku po dużą butelkę lodowatej wody mineralnej. Z zadowoleniem pociągnął łyk jednocześnie wybierając numer Daniela. Wiedział, że przyjaciel nie wybaczyłby mu, gdyby nie wtajemniczył go w szczegóły akcji.
-Danny?- zapytał, gdy wokalista po piątym sygnale wreszcie odebrał telefon.
-Nie, królewna Śnieżka. Gorylu, wiesz która jest godzina...?- wyjęczał Daniel.
-Trochę po siódmej, Danny, wiem. Musisz do mnie natychmiast przyjść!- dodał tajemniczo, wiedząc, że Dana już pewnie zżera ciekawość.
-Idę- odparł mężczyzna i rozłączył się.
Po kilkudziesięciu sekundach pojawił się w pokoju Huga. Włosy sterczały mu na wszystkie strony, na szczęce miał cień zarostu, a ubrany był w źle pozapinaną koszulę. Jego oczy ciskały gromy.
-Lepiej, żeby to było rzeczywiście coś ciekawego, gorylu- odezwał się nadal schrypniętym po wczorajszej imprezie głosem. -Inaczej przełożę cię przez kolano i złoję ci skórę tak, że własna rodzicielka cię nie pozna!
Hugo z trudem tłumiąć chichot pomachał mężczyźnie przed nosem butelką.
-Spokojnie, stary. Co byś powiedział na prysznic?
Oczy Daniela zwęziły się w wąskie szparki.
-Dzwoniłeś po mnie tylko po to, żeby mi zaproponować mineralną i prysznic? Jesteś durniem i tyle!
Ochroniarz pokręcił głową z niesmakiem.
-Dan, ta whiskey rzuciła ci się na mózg!
-Nie. Denerwuj. Mnie. Gnomie. Jeden- wycedził wokalista.
-Ej!- obruszył się Hugo. -Wykorzystujesz fakt, że cię kocham i bezkarnie wyzywasz mnie od gnomów... To nie fair!
Daniel zupełnie rozbrojony tym wyznaniem uśmiechnął się szeroko i poklepał przyjaciela po ramieniu.
-O.K. Jesteś kochanym gnomem- poprawił się, widząc naburmuszoną minę Huga. -Teraz lepiej?
-Trochę- udobruchany gnom skinął głową.
Dan, któremu poranny zły humor minął jak ręką odjął rozsiadł się wygodnie w jednym z dwóch stojących przy oknie foteli i powiedział:
-Skoro już mamy za sobą poranny rytuał kłótni, to może byś mi w końcu powiedział w jakim celu wyciągnąłeś mnie z łóżka o tak nieboskiej godzinie?
Oczy Huga rozbłysły.
-W końcu mówisz z sensem! Planuję zrobić kwiatuszkowi niespodziankę- wyznał z pewnym siebie uśmiechem podrzucając i łapiąc trzymaną w ręku butelkę. -Polewasz czy kręcisz?
Wzrok Daniela zatrzymał się dłużej na wodzie mineralnej. W mig pojął o co chodzi. Uśmiechnął się chytrze.
-Jasne, że polewam!
 -Tego numeru wam nie wybaczę!- darł się Mario. -Nigdy! Przegięliście! Mało, że wczoraj zaciągnęliście mnie do...do jakiegoś gejowskiego przybytku, gdzie byłe na...napastowany, to jeszcze teraz... No nie- Mario załamał ręce. -Brak mi słów.
Hugo próbował nieskutecznie ukryć śmiech, ale w końcu poddał się i chichotał, trzymając się za brzuch.
-No już, nie gniewaj się na nas, kwiatuszku. Teraz przynajmniej będzie ci chłodniej- głos Dana ociekał słodyczą.
Mario spojrzał na niego spode łba i otrząsnął się niczym przemoknięty pies.
-Wsadź sobie w tyłek ten swój chłód. Zemszczę się- mruknął. -Z Mariem Lefebrve się nie zadziera. To nazwisko budzi ogólny postrach- dodał już głośniej.
-Oczywiście- zgodnie potwierdził Hugo. -Ale ciebie boją się ludzie, którzy cię nie znają, skarbie- poklepał menagera po przyjacielsku po kolanie.
-Niestety- westchnął Mario ciężko, wycierając ręcznikiem krótkie, srebrne włosy. -Po cholerę ja się z wami zadałem?- pokręcił głową i uśmiechnął się cierpko.
-Teraz już za późno na reklamacje- stwierdził Dan przytomnie. -I tak nas kochasz, więc nie marudź.
Mario rozłożył bezradnie ręce.
-Cóż, chłopcy, serce nie sługa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz