poniedziałek, 5 sierpnia 2013

"Skok na głęboką wodę"- rozdział 1

ROZDZIAŁ 1.

Sławny aktor Jacek Makowski był zły. Miotał się po biurze swojej agentki jak lew zamknięty w klatce.
-Coś ty do cholery zrobiła?!-wydzierał się. -Wiesz, ja już wcześniej myślałem, że jest w tobie coś dziwnego, ale postanowiłem dać ci szansę. A ty co?! Tak mi się odpłacasz?!
Mariola Antonowicz, agentka Jacka, drobna blondynka po trzydziestce obrzuciła kipiącego furią aktora kpiącym spojrzeniem, które rozjuszyło go jeszcze bardziej.
-Uspokój się Jacuś... Bo ci jeszcze żyłka pęknie... Kto wtedy zagra w nowej sztuce Kozłowskiego? Słyszałam, że mają na oku tego hm...no wiesz, jak mu tam... Kamińskiego.
Jacek z głośnym sykiem wypuścił powietrze. Chwiejnym krokiem podszedł do barku, żeby nalać sobie szkockiej. Wypił jednym haustem i powtórzył zabieg. Jego szare oczy ciskały gromy.
-Kamiński? Jezu, przecież wiesz, że to karierowicz i totalne beztalencie! W jego wykonaniu "Otello" i "Romeo i Julia" miałyby taki sam wydźwięk! To jest zwyczajne pogwałcenie sztuki, do kurwy nędzy!- dla podkreślenia tych słów wyrżnął w ścianę pięścią tak mocno, że Mariola obawiała się, iż z kości tej biednej ręki niewiele zostało.
Jacek najwidoczniej wcale się tym nie przejął, bo chwilę później znowu trzymał w dłoni szklaneczkę. Stojąca na stoliku karafka była w połowie pusta.
Mariola obserwowała zabiegi Makowskiego z dobrotliwą pobłażliwością. Kiedy się odezwała w jej lekko schrypniętym głosie wyraźnie pobrzmiewała ironia.
-Może i Kamiński jest beztalenciem...-zaczęła.
-Jest nim!-wtrącił natychmiast Jacek.
-Nie przerywaj mi, dobrze?-wydęła usta i spojrzała na niego tymi swoimi świdrującymi niebieskimi oczami, które przeszywały go jak laser.
-Może i Kamiński to beztalencie, ale on nie rozbija się po mieście samochodem za dwieście kawałków i to po pijaku-wytknęła, podejmując przerwany temat.
-Wcale nie byłem pijany-obruszył się Jacek. -Wypiłem tylko dwa drinki, no...może trzy.
-Dla ścisłości, mój drogi... Wypiłeś pięć, czyli o całe pięć za dużo.
Aktor westchnął ciężko, słysząc te słowa i opadł na skórzany fotel stojący po drugiej stronie szklanego biurka, na którym jak zwykle panował idealny porządek. Zawsze zastanawiało go jak ona to robi. W jego domu na stołach walało się dosłownie wszystko, ale i temu można było zaradzić. Dwa razy w tygodniu przychodziła pani do sprzątania. Kilka godzin i po sprawie. Dom lśnił.
Miał uzasadnione podejrzenie, że ta kobieta w schludnym granatowym kostiumie, z włosami spiętymi w praktyczny kok, sprząta swoje biurko sama, o ile tam w ogóle jest co sprzątać.
Postanowił zmienić taktykę. Zwiesił głowę i przybrał straceńczy ton głosu.
-Mariolciu, ja wiem, że źle zrobiłem... Zachowałem się jak szczeniak-ciągnął potulnie. -Nie powinienem był wtedy wsiadać za kółko. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina...czemu nic nie mówisz? No powidzże coś!
Na usta Marioli wypłynął pełen satysfakcji uśmieszek. Przejrzała go.
-Ależ słucham! Możesz kontynuować.
Jacek odetchnął głęboko i przeczesał palcami zbyt długie, czarne włosy.
-OK. Jestem debilem. Czy to właśnie pragnęłaś usłyszeć?
-Mmm-zamruczała. -Kajający się Jacek Makowski to coś nowego. Nie licz jednak, że tym mnie zmiękczysz. Dobrze znam te twoje zagrywki, kotku. Może na inne kobiety to działa, ale ja do nich nie należę. Przykro mi.
Jacek zerwał się z fotela. Z jego twarzy zniknął skruszony wyraz. Podszedł do okna i oparł czoło o chłodną szybę.
-Wiem, że musimy jakoś poprawić mój wizerunek, inaczej media nas rozszarpią.
-Nas?-zakpiła. -Raczej ciebie!
-Ja już swoje zniosłem-ciągnął cierpiętniczym tonem. Kaucja, odebranie prawka i moje ukochane ferrari na złomie... Świeć Panie nad jego silnikiem! To mało?
-Za błędy trzeba płacić-pogładziła go po nieogolonym policzku. -Nawet aktorzy nie są ponad prawem.
Strząsnął jej rękę ze złością i zaczął nerwowo okrążać biurko.
-Nie mogłaś wymyślić czegoś innego? Na przykład schronisko dla psów... Odpaliłbym im odpowiednią działkę, tak powiedzmy 50 tys.na żarcie i nowe budy. No dobra, dałbym nawet 70 kawałków! Nie jestem skąpy. Ale ty do jasnej cholery przesadziłaś! Przecież ja nie cierpię dzieci... I to z wzajemnością!
Mariola założyła nogę na nogę, jej czarne wypolerowane na błysk szpilki zalśniły. Uśmiechnęła się.
-Ile razy już ci powtarzałam, że robisz wszystko w niewłaściwej kolejności? Najpierw powinna pomyśleć ta twoja piękna główka, a dopiero później robiłyby rączki i mówiłaby buźka. Pardonne-moi, kotku. Szykuj się, od jutra pracujesz jako wolontariusz w domu dziecka.
Jacek nie odpowiedział. Schował głowę w dłoniach i w myślach rozważał rzucenie się pod najbliższy autobus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz