poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Nowe początki" (tytuł roboczy) - cz.11A.

CZĘŚĆ JEDENASTA
 

Kanada, zima 2012 r.
Lotnisko w Montrealu wręcz tętniło. Mieszanina tysięcy głosów łączyła się w niezbyt przyjemny szum, który sprawiał, że Maria zaczynała bardzo boleć głowa. Miał ochotę prysnąć stąd gdzie pieprz rośnie. Cóż, lotnisko nie należało do najprzyjemniejszych miejsc na świecie. Takie zdanie przynajmniej wyrobił sobie Mario. Starał udawać twardego, ale tak naprawdę widok stalowego kolosa o ogromnej rozpiętości skrzydeł przyprawiał go o mdłości. Nie mógł pojąć jak tyle ton metalu jest w stanie wznieść się w powietrze i nie runąć. Pierre uparcie wmawiał mu, że samolot jest najbezpieczniejszym środkiem transportu.
-Guzik prawda-mruknął Mario.
Idący obok Hugo spojrzał na niego dziwnie.
-Mówisz sam do siebie?-zapytał.
Mario obdarzył go słodkim uśmiechem.
-Śpiewam sobie-odparował.-Ja w przeciwieństwie do ciebie gorylu potrafię to robić.
Daniel w myślach obstawiał, że na ziemi Mario jest w stanie ich spacyfikować, ale w powietrzu-tu Dan uśmiechnął się złośliwie-w powietrzu inaczej sobie porozmawiają.
-Pokłócicie się później, chłopcy. Teraz nie ma na to czasu-zauważył wokalista przytomnie.-Za pół godziny odlatuje nasz samolot i wolałbym, żeby wystartował z nami na pokładzie.
Mario zadrżał, słysząc te słowa. W duchu błagał Matkę Naturę o sprowadzenie jakiejś burzy śnieżnej albo ulewy, która opóźniłaby lot. Niestety, w tym dniu wszyscy robili mu na złość, nawet pogoda. Rozpaczliwie starał się wymyślić coś, co zatrzymałoby go na ziemi.
-Cholera!-zaklął na tyle głośno, żeby pozostali bez trudu go usłyszeli.
-Co znowu?-jęknął Dan, zerkając jednocześnie na Rolexa lśniącego na jego nadgarstku. Nie mieli wiele czasu.
-Zapomniałem kupić papierosy!-powiedział Mario.
Ponad głową menagera Hugo i Daniel wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-Mario, kwiatuszku, ty nie palisz-Dan zmierzył go uważnym wzrokiem.
Menager zazgrzytał zębami. Hugo zachichotał.
-Nie kłap tak paszczą, bo ci koronki pospadają-oznajmił.
-Odczep się ode mnie, bo za chwilę oberwiesz!-wydarł się Mario.-Poza tym to nie wasz interes czy palę, czy nie! Może akurat teraz mam ochotę na dymka, co?!
Dan przyspieszył kroku, ciągnąc Maria za rękaw. Hugo zaszedł menagera z drugiej strony, wspomagając Dana w ciągnięciu opierającego się Maria.
-Co wy robicie?! To jest porwanie!-darł się Mario, a ludzie idący obok spoglądali na nich z niemałym zainteresowaniem. Niektórzy wręcz otwarcie chichotali.
-Zaczmijmy od tego kwiatuszku, że te fajki ci się na nic nie przydają, bo w samolocie nie można palić!
-Wiem o tym-wycedził Mario.-Nie jestem idiotą. Po prostu chciałbym teraz zapalić.
-Później, kwiatuszku. Później. W Polsce sobie zapalisz.
Mario spacyfikowany zwiesił głowę i dał się ciągnąć. Czuł się jak owca prowadzona na rzeź.
Widok Boeinga 747 dumnie błyszczącego w zimowym słońcu sprawił, że nogi ugięły się pod Mariem. Nagle zrobiło mu się duszno, mimo że na zewnątrz temperatura osiągnęła poniżej 20 stopni C. Wydawało mu się, że ta kupa stali uśmiecha się do niego złośliwie. Co tam uśmiecha-szczerzy kły! Czuł jak pot spływa mu po plecach, pomimo panującego o tej porze roku wszechogarniającego chłodu.
-Odwagi, Mario-szepnął sam do siebie i wszedł na pierwszy stopień schodków, które miały zaprowadzić go wprost do piekła. Daniel i Hugo byli tuż za nim, jak gdyby bali się, że za chwilę Mario może dać nogę. W samolocie było ciepło. Menager Garou szukając swojego miejsca rozglądał się uważnie, wypatrując dziur w ścianach lub co najmniej jakichś pęknięć. Nie znalazłszy ani tego, ani tego stanął przy rzędzie foteli, na których mieli siedzieć i czekał na kumpli.
-Nie usiądę od okna!-zastrzegł.
Daniel uśmiechnął się pod nosem.-Ja usiądę od okna, Hugo od przejścia, a ty pomiędzy nami. Pasuje? Mario skinął głową i ściągnął płaszcz. Pod eleganckim trzyczęściowym garniturem w kolorze grafitu, koszula nieprzyjemnie lepiła mu się do ciała. Większość pasażerów zajęła już swoje miejsce. Ostatni spóźnialsy właśnie wchodzili na pokład. Przeważnie nawet się uśmiechali! Dla Maria było to niepojęte, jak można się tak beztrosko uśmiechać, kiedy za kilka chwil wszyscy mogli zginąć! Ci ludzie to jacyś szaleńcy-pomyślał. Po chwili w głośnikach rozległ się miły i spokojny głos stewardessy:
-Witamy na pokładzie Boeinga 747 linii Airlines lecącego z Montrealu do Poznania. Życzymy państwu miłego lotu! Za chwilę startujemy, więc bardzo proszę wszystkich państwa o zapięcie pasów.



Kiedy umilkł głos stewardessy, Mario usłyszał dźwięki zapinania pasów.
Klik, klik, klik. . .
Ten upiorny dźwięk wżerał się mu w mózg.
-Mario, pasy!-przypomniał Dan.
-Aaa. Tak, już zapinam-odburknął Mario.
Ręce tak mu drżały, że nie był w stanie połączyć obu części pasa.
Hugo westchnął.
-Spokojnie, Mario. Pomogę ci. Nie martw się. Naprawdę nic nam się nie stanie- zapewnił przyjaciela z ciepłym uśmiechem, starając się dodać Mario otuchy. Menager odpowiedział mu grymasem, który miał uchodzić za uśmiech.
Dan ułożył się wygodnie w fotelu i wyciągnął przed siebie długie nogi. Bycie piosenkarzem ma jedną podstawową zaletę-pomyślał. Można bezkarnie latać do woli klasą buisness.
Koła Jumbo Jeta zaczęły toczyć się po pasie startowym, by po kilku minutach z hukiem wzbić się w powietrze.
Mario zacisnął dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie w ciało. Wcale nie czuł bólu. W myślach jak mantrę powtarzał modlitwę. Nie był jakoś szczególnie wierzący, ale podobno Bóg kocha wszystkich równo, nawet tych, którzy błądzą. Menager miał wrażenie, że i tym razem Najwyższy nie odstąpi od tej zasady. Jestem za młody, żeby umierać!-jęknął.
Daniel odwrócił twarz od okna i niecierpliwym gestem przeczesał włosy, jeszcze bardziej je targając.
-Nikt nie umrze-powiedział cicho, posyłając Mario uśmiech. Wieczorem będziemy w Poznaniu, może nawet zdążymy skoczyć do jakiegoś baru na piwo. Mario?-powtórzył, gdy ten nie zareagował.-Dolecimy w jednym kawałku-obiecał.
-Coo? A. Tak. Jasne-głos Maria brzmiał bełkotliwie.
-Zaraz się pokaleczysz-ostrzegł Dan i położył rękę na dłoni Maria, rozprostowując delikatnie jego zesztywniałe, skostniałe palce.
Mario zakłopotany szybko schował ręce do kieszeni marynarki, by ukryć czerwone ślady po paznokciach.
-Idzie stewardessa-powiedział Hugo, zerkając raz po raz na Maria.-Może zamówimy sobie coś do picia?
-Doby pomysł-przyznał Dan.
-Podać coś panom?-zapytała stewardessa, ładna uśmiechnięta blondynka koło dwudziestki.
-Dla mnie kawa, czarna jeśli można-Daniel odpowiedział jej olśniewającym uśmiechem, który objął także jego ciemne, pełne ciepła oczy.
Serce dziewczyny wywinęło podwójne salto od tego widoku, po czym opadło na miejsce. Czuła, że zaczyna się rumienić. Ten mężczyzna był niesamowicie przystojny i miał piękny uśmiech, od którego przeszły ją ciarki. By pokryć zmieszanie, zaczęła szukać w kieszonce fartuszka małego notesika i ołówka, żeby zapisać zamówienie.
-Dobrze, już zapisuję. A co dla panów?
-Dla mnie piwo i czipsy-głos Hugo ociekał słodyczą. Stewardessa była śliczna. Ochroniarz szturchnął Maria w ramię.
-A ty coś chcesz?
-Tak-odparł Mario, patrząc prosto przed siebie.-Whiskey. Podwójną. Bez lodu.
-Oczywiście. Za momencik państwu wszystko przyniosę-dziewczyna oddaliła się od nich, odwracając się jeszcze na moment, by spojrzeć na Daniela.
Hugo oparł głowę o oparcie fotela i z lubością przymknął oczy.
-Fiu, fiu. . . Co za obsługa!-westchnął.-Co o niej myślicie?
Daniel zachichotał.
-Mam żonę, kochany. Ja nie myślę.
Oczy Hugo wyrażały zdziwienie.
-Myślisz, że Ceci nie dostrzega przystojnych facetów wokół siebie?
Daniel roześmiał się jeszcze głośniej.
-Mam taką nadzieję. Mario, a ty co o niej sądzisz?
Menager popatrzył na niego nieprzytomnie, wyrwany z zamyślenia.
-Ładna-odparł, nie mogąc przypomnieć sobie nawet jak wyglądała dziewczyna, którą kilka minut temu widział. Gdy dotarły zamówione przez nich napoje i wielka miska czipsów-specjalne życzenie Hugo, Mario podniósł swoją szklaneczkę i wypił całą zawartość duszkiem. W gardle czuł płomienie. Odchrząknął kilka razy, żeby odzyskać głos.-Jeszcze raz to samo-powiedział do stewardessy.
-Nie przesadzasz?-zapytał Hugo. Zachowanie Maria bardzo mu się nie podobało.
-Nie-zaprzeczył twardo menager tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-OK, OK. Nie złość się. Ja tylko pytałem.
Mario czuł, że zaraz pęknie mu głowa. Różnica ciśnień i nerwy zrobiły swoje, dlatego teraz był już na granicy wytrzymałości. Ścisnął palcami skronie i głęboko odetchnął. Marzył tylko o tym, żeby zasnąć, przespać ten cholerny lot i obudzić się już w Polsce. Było mu cholernie niedobrze. Whiskey na pusty żołądek nie była jednak najlepszym pomysłem-uświadomił sobie.
Daniel coraz bardziej niepokoił się o przyjaciela. Myślał, że może uda mu się z Hugo jakoś go rozerwać albo chociaż wkurzyć, tymczasem Mario siedział jak skamieniały, tylko od czasu do czasu robił się coraz bardziej zielony na twarzy.
-Kwiatuszku, dobrze się czujesz? Jesteś zielony jak ogórek-martwił się Dan.
-Bywało lepiej, ale wytrzymam-odparł Mario hardo.
-Za jakieś dziesięć godzin będziemy w Poznaniu. Może byś się przespał?-zapytał wokalista.
-Gdyby to było takie proste!-prychnął Mario, wypatrując swojego zamówienia. Kiedy je w końcu otrzymał, zaczął obmacywać kieszenie w poszukiwaniu tabletek na ból głowy. Trzęsącymi się dłońmi otworzył fiolkę wysypał dwie tabletki i popił je alkoholem. Już chciał schować buteleczkę, gdy ta wysunęła się z jego skostniałych palców i potoczyła się prosto pod nogi Daniela. 



Przyjaciel Maria podniósł ją i obejrzał dokładnie. Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie. Mario dostrzegł w nich gniewne błyski.
-Brałeś to?-zapytał tylko na pozór spokojnym głosem.
Mario wściekły odparł:
-Oddaj.
Dan wsunął sobie tabletki do kieszeni dżinsów.
-Brałeś?-powtórzył. Furia w jego głosie była niemal namacalna.
-Głowa mnie boli-syknął Mario.
Hugo popatrzył na niego z dezaprobatą, ale nic nie powiedział.
-Do jasnej cholery! Faszerujesz się nie wiadomo jakim świństwem i w dodatku popijasz je wódką?!-wykrzyczał Daniel, nie zważając na pasażerów, którzy coraz częściej zerkali w ich stronę.
-Nic mi nie będzie-mruknął Mario, nie chcąc robić z siebie widowiska.-Mów ciszej.
Daniel zwinął dłonie w pięści. Czuł, że zaraz wybuchnie. Mario doprowadzał go czasami do szaleństwa.
-Ty. Nieodpowiedzialny. Idioto!-wycedził.-Wiesz czym grozi popijanie tabletek alkoholem?!
-Nie jesteś moją matką! Nie będziesz mnie pouczał!-menagerowi puszczały nerwy.
-Pogadamy jak obudzisz się z kacem-gigantem-dodał Dan złośliwie.
-W naszym gronie to Hugo jest ekspertem od kaca. Na pewno znasz jakieś sprawdzone receptury na kaca, prawda gorylu?-Mario zwrócił się do Hugo.
Ochroniarz uśmiechnął się.
-Znam. Surowe jajka.
Mario wybałuszył oczy.
-To ohydne!-wzdrygnął się.
Hugo wzruszył ramionami.-Przykro mi kwiatuszku, sam tego chciałeś.
Menager nie odpowiedział. Rozłożył swój fotel i przymknął oczy. Tabletki i whiskey powoli zaczynały działać. Mario odpływał w niebyt. Daniel zerknął na przyjaciela i spostrzegł, że ten zasnął. Jego twarz wygładziła się. Wyglądał na spokojnego.
-Może to i lepiej, że zasnął-zauważył Hugo.
Dan skinął głową i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu koca. Znalazł go w schowku na bagaż podręczny i okrył nim Maria.-Niech sobie śpi-powiedział cicho.-Obudzimy go, żeby coś zjadł.
Daniel napił się kawy i wyciągnął rękę po czipsa.
-Cebulowe?-zapytał.
-Tak-odparł Hugo.
Na twarzy Dana wykwitł szeroki uśmiech.-Wiesz co lubię! Dobrze, że moja żona tego nie widzi-dodał z konspiracyjnym mrugnięciem.
Ochroniarz zachichotał.
Wokalista przeciągnął się i wyjrzał przez okno. Pod nimi rozciągał się bezbrzeżny Atlantyk. Z tej wysokości Dan zbyt wiele nie widział, ale miał świadomość, że unoszą się tysiące metrów nad lustrem wody. Nie napawało go to jednak przerażeniem-wręcz przeciwnie. Czuł się znakomicie.
-Dan, mogę cię o coś zapytać?
Daniel popatrzył na przyjaciela z uśmiechem.
-Pewnie-odparł.-Pytaj.
-Ile lat ty i Ceci jesteście małżeństwem?
-Trzydzieści osiem-odpowiedział Dan bez chwili wahania.-A dlaczego pytasz?
Hugo spuścił wzrok zakłopotany.-Po prostu zastanawiam się, jak to jest być z jedną osobą przez tyle lat. . .
Usta Daniela rozciągnęły się w pełnym ciepła uśmiechu. Jego oczy przybrały rozmarzony wyraz.
-Cudownie-wyszeptał, przypominając sobie pierwsze spotkanie z Cecilią. Grał wtedy na pianinie w jakimś kiepskim barze, a w którejś chwili podeszła do niego wyjątkowo piękna dziewczyna i powiedziała: -Zagra pan dla mnie Aznavoura?
Była zjawiskowa. Długie, falujące, ciemne włosy opadały jej kaskadami na delikatne ramiona, a oczy w kolorze miodu uśmiechały się do Daniel. Przepadł od razu. Pół roku później byli już małżeństwem.
-Nigdy nie wątpiłeś w wasz związek?-głos Hugo wyrwał Dana z zamyślenia. Oczy Daniela wyrażały bezgraniczne zdumienie.
-Nigdy-odparł miękko.-Kocham ją. Zawsze ją kochałem i zawsze będę kochał. To się nie zmieni.
-To musi być fajne uczucie. . .-westchnął Hugo.
Daniel roześmiał się ochryple.
-Nie do opisania-przyznał.-Jestem jej niewolnikiem od prawie czterdziestu lat i bardzo mi z tym dobrze.
Hugo posmutniał nieco. On nie miał takiego szczęścia w miłości.
-Hej! Nie martw się, gorylu! Niedługo ja, wielkolud i Mario będziemy tańczyć na twoim weselu!
Ochroniarz parsknął.
-Taa. Pewnie. Jeśli ożenię się ze swoją spluwą, to tak!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz